piątek, 23 lipca 2010

Cuda na Jackowie

Przyjazd na podsiedlecką działkę Ystada zapowiedziało z pięćset osób. Niestety zloty, choroby, imprezy okolicznościowe i wszelakie inne przyczyny wykluczyły większość z nich i skończyło się na dziewięciu. Ostatni weekend spędziliśmy więc w następującym gronie: gospodarz Jacek, Olga i Daniel Wróblewscy, Kamila zwana Mirzką, Ania z Gonzem zwanym (czasem) Zgonzem, Arcz, Teo i ja. Jako niespodziewani goście pojawili się także:

święty Daniel z Antiochii (męczennik),

romantyczny Don Pedro...

...oraz brudny, meksykański pożeracz fasoli (i kukurydzy).

W roli naczelnej zabawy wyjazdu, kalambury zostały zdetronizowane przez Prawo Dżungli, które swoją karierę zaczęło już podczas Pierwszego Pikniku Kabackiego. Jest to także jedna z niewielu gier na świecie tolerowanych przez Arcza. Jeśli ktoś jeszcze nie wie, polega ona na dopasowywaniu kart z obrazkami i łapaniu za berło. Tradycyjnie podczas rozgrywki śpiewa się staro-fińską piosenkę pt. "Happen, happen, happen", co w wolnym tłumaczeniu brzmi: "Żryj to, żryj to, żryj to".



Graliśmy także we frisbee (zaznaczone kółkiem). Po kilkugodzinnym, okupionym późniejszymi zakwasami, rzucaniu wyrobiliśmy z Danielem takiego skilla, że niedługo będą nas brać do reklam. Ciekawostka: na powyższym zdjęciu żadna z grających osób (zaznaczone strzałkami) nie ma na sobie spodni.

Inną, praktykowaną głównie przez Teo, zabawą było skrytobójcze polewanie zimną wodą z miski. Poniżej grubymi nićmi szyta pułapka zastawiona na Ystada:

Kamila: Jacek, chodź zrobimy sobie wspólne zdjęcie tu, pod tym uchylonym oknem!
Jacek: OK.

A to już mistrzowski kadr Arcza. Z nieoficjalnego źródła wiem, że to zdjęcie weźmie udział w konkursie World Press Photo w kategorii Ludzie w zdarzeniach.

W programie Siedleckiego Pikniku znalazło się także grillowanie pęta, tradycyjne rysowanie po kiszonce oraz nocne rozmowy przy ognisku, które obejmowały standardowe tematy typu "Dlaczego boisz się chodzić do wychodka po zmroku" i "Czy po kiepskim Od zmierzchu do świtu można jeszcze ufać Robertowi Rodriguezowi"*.

* prawidłowa odpowiedź brzmi: "KURWA, TO BYŁO DWADZIEŚCIA LAT TEMU!"**
** tak naprawdę czternaście

No i to w zasadzie wszystko. Dziękuję Jackowi i wszystkim działkowiczom za udany weekend.
Jeszcze tylko na koniec, wzorem relacji z premiery Gangu Wąsaczy, krótkie podsumowanie wyjazdu - o TUTAJ.

4 komentarze:

  1. Wow, świat jest mały. Koleżankę Mirzkę zaczepiałem niespełna 2 tygodnie temu na pewnym mazurskim festiwalu, dając jej do zrozumienia że biegając po polu namiotowym w te i we wte ze swoimi niebieskimi włosami wygląda jak Ramona Flowers. Wow, świat jest mały.

    A relacja klawa :P

    OdpowiedzUsuń
  2. woda była naprawdę zimna, i dobrze że aparat mi wtedy nie zamoknął, bo wracałoby nas o kilka osób mniej ! ha ! :>

    OdpowiedzUsuń
  3. @stab
    Ale to nie Ty rozgryzałeś pijawki?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie nie, absolutnie. Pijawki są nie w moim guście. Ale widzę że jakieś węgorzewskie historie były na Ystadowym pikniku uskuteczniane :)

    OdpowiedzUsuń