niedziela, 10 października 2010

Słabe akcje na MFK odc. II - Autografy

Małe wyjaśnienie dla nie-komiksiarzy. W odcinku inauguracyjnym pojawiła się Olga Wróbel w głupiej czapce. Oryginalna Olga w głupiej czapce wygląda mniej więcej tak. Jeśli ktoś też chce sobie kupić taką głupią czapkę (do czego serdecznie zniechęcam), to są one dostępne w pracowni artystycznej Kakaowe Pawie Oczko.
A teraz odcinek drugi.


Pierwszy kadr jest oficjalnie najśmieszniejszym, jaki narysowałem w życiu. Zwykle nienawidzę swoich rysunków od momentu, kiedy je skończę, ale co spojrzę na japę Koko, nie mogę powstrzymać śmiechu.

czwartek, 7 października 2010

Słabe akcje na MFK odc. I - Tubylcy

Jako, że moja ostatnia, jednozdaniowa relacja z MFKiG pozostawiła pewien niedosyt i pytanie: "Ale że czemu tak sobie?", pomyślałem, że w formie krótkiego komiksowego cyklu wyjaśnię, dlaczego ostatniego festiwalu w Łodzi nie będę wspominał tak miło, jak chociażby gdańskiej BeeFki. Poniżej odcinek pierwszy pod tytułem "Tubylcy".


Powyższa sytuacja faktycznie miała miejsce, tyle że tak naprawdę było nas czworo (Arcza i Daniela nie chciało mi się rysować), nie szukaliśmy wtedy hostelu i chodziło o ŁKS.

niedziela, 3 października 2010

Fotorelacja z dwudziestej pierwszej edycji Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi 2010

Było tak sobie.

Bartosz Sztybor odbierający nagrodę za wyróżnienie albo któreś miejsce. Jak widać, nagrodą był tablet, nie książka.

sobota, 18 września 2010

Wacom - Sracom

Rysowanie mnie męczy. Pewnie spowodowane jest to moją techniczną, kompozycyjną i fotoszopową nieudolnością, ale praca nad jedną prostą planszą komiksu przeciąga się na kilka dni. Szukając sposobu na skrócenie tego czasu myślałem o zakupie tabletu, ale podczas dzisiejszej wizyty w Smyku (nie pytajcie) odkryłem, czego TAK NAPRAWDĘ potrzebuję:



A w bonusie Najbardziej Nieodpowiedni Prezent na Świecie dla dziecka chorego na raka:

Badum Psz!

sobota, 4 września 2010

Kucyki, Żyrafy i Ludzie

Dawno niczego tu nie wrzucałem, ale mam wymówkę w postaci pisania pracy licencjackiej, która jest już na ukończeniu i niedługo zwieńczy moją siedmioletnią tułaczkę po uczelniach wyższych i jednej niższej. Poza tym, po sześciokrotnym zdobyciu tytułu Biletera Miesiąca i wygraniu okręgowych zawodów w przedzieraniu na czas, rzuciłem karierę teatralną. Od pierwszego września edytuję listy dostępnych w internecie filmów i seriali. Do tej pory udało mi się już między innymi znaleźć i zgłosić programistom błąd w dacie produkcji serii animowanej My Little Pony (prawdziwa historia), co uważam za swój mały, osobisty sukces.

Ale, ale, najważniejsze - komiksy. Moja jednoplanszówka pomyślnie przeszła selekcję do nowego Kolektywu o temacie "Siedem". Jest to krótka historyjka, której głównym bohaterem jest Bóg (ten nasz, chrześcijański, więc ok) i liczy sobie siedem kadrów, co chytrze nawiązuje formą do treści. Z tymi kadrami to taka sztuczka, której nauczyłem się na gdańskich warsztatach Daniela Chmielewskiego i Kolca Podolca.

Powyżej mały przedsmak (ang. teaser) komiksu. Widać tutaj Boga - głównego bohatera. Bóg śpi i ślina ścieka mu po brodzie, co zabawnie kontrastuje z powagą jego osoby. Widoczna w dolnej części kadru kołdra w żyrafy jest autobiograficznym nawiązaniem do mojej własnej kołdry w żyrafy. Rysunek wykonałem w odcieniach szarości, które z niewiadomych przyczyn miejscami przybrały odcienie różu i pomarańczu. Cieniowanie mocno nieśmiałe - jeszcze się go trochę boję.
Nowy "Kolektyw" będzie miał premierę pierwszego października na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Łodzi a później będzie do nabycia w różnych miejscach. Kupcie go, co?

Jeśli chodzi o inne projekty - właśnie przekroczyłem martwą linię naboru prac do zina, którego jeszcze nie ma, ale powoli rodzi się w bólach. Jeśli uda mi się ją skończyć, to będzie to mała parodia takiego jednego komiksu z gościnnym występem m.in. Willa Smitha. Oprócz tego mam jeszcze dwa pomysły na plansze do wrzucenia na bloga, z czego jeden dotyczy niedawnych zaręczyn Olgi i Daniela Wróbel-Chmielewskich a drugi innej, popularnej w komiksowym półświatku, pary.

A, i jeszcze wymyśliłem jak będzie się nazywać zespół, który kiedyś założę. A nawet zaprojektowałem wzór na t-shirty dla fanów:


czwartek, 5 sierpnia 2010

CrossOver 2010 - Gorąca Relacja spod Krzyża


"Napięcie przed Pałacem wzrastało z minuty na minutę. Około 13 zawrzało. Zaczęło dochodzić do przepychanek Strażników Miejskich z osobami, które chciały przedostać się do krzyża smoleńskiego umieszczonego za metalowymi barierkami. Funkcjonariusze musieli interweniować."

Tak TVN24 opisuje wtorkowe wydarzenia pod Pałacem Prezydenckim. Na pewno brzmi to dramatycznie, ale nie do końca jest zgodne z prawdą.


Wtorek, godzina 11:30. Jesteśmy z Arczem na miejscu. Krzyż mają przenosić dopiero za półtorej godziny, ale lepiej zrobić rozpoznanie, jak zorganizowana jest impreza. 

W sektorze A (elitarnym, pod samym krzyżem) miejsca trzeba było zająć przynajmniej 14 dni wcześniej za okazaniem zaświadczenia lekarskiego o chorobie psychicznej. Stanęliśmy więc w odgrodzonym od niego barierkami i kordonem straży miejskiej sektorze B dla reszty widzów. Była też loża VIP dla mediów, bufet z zimnymi napojami w postaci Przekąsek Zakąsek oraz specjalnie zainstalowane na tę okazję trzy toi-toi'e. Elegancko.

Obrońcy krzyża może nie byli tak liczni, jak się spodziewaliśmy, ale na pewno bojowo nastawieni.

Wbrew relacji TVN-u, do przepychanek ze strażą nie doszło o 13:00, tylko już o 11:40, czyli parę minut po naszym przyjściu. Kogoś straż odciągnęła od krzyża, ktoś krzyknął "Biją naszych!" i w jednej chwili Prawdziwi Polacy niczym husaria runęli na barierki. Pięć minut i kilka załzawionych par oczu później było po wszystkim. Mogliśmy spokojnie obejrzeć co ciekawsze okazy z podpałacowego freakshow.


Panią z prawej może znacie z telewizora. Zarzekała się, że w obronie krzyża gotowa jest poświęcić życie. Niestety blefowała. Na zdjęciu z koleżanką, która szpanuje krzyżem DIY.


A ten pan w temacie Zrób To Sam poszedł jeszcze o krok dalej. Przyniósł parę kijków, rurki PCV i zmajstrował swój krzyż na miejscu. Takich ludzi trzeba nam na LARPach!


Jednak nie wszystkim udało się wystrugać własny krucyfiks. Pani nigdy nie była dobra z ZetPeTów (naciągana trója na świadectwie) i proszę, takie są właśnie rezultaty - zamiast krzyża wyszła proca. A potem wstyd przed znajomymi.


Dużą grupę wśród uczestników Wydarzeń 3. Sierpnia stanowiły media: prasa i Tel-Awizja. Na każdy obecny przed Pałacem krzyż przypadało stu reporterów. Innymi słowy, było ze stu reporterów na krzyż.

Jak widać, tłum już ładnie zgęstniał. Gawiedź wykrzykuje jedyne hasło, z którym, chcąc nie chcąc, muszę się zgodzić: "Tu jest Polska!". Captain Obvious byłby zachwycony.
Potem czas na kolejny szlagier: "Wybory sfałszowane!". Jakiś gość rzuca w tłum i straż miejską drobnymi. To symbol judaszowych srebrników albo czegoś innego. W sumie, to nikt nie wie.
O 12:00 biją dzwony, jakaś babcia każe nam być cicho, bo się będzie modlić.
- Do kościoła niech się pani idzie modlić! - proponuje ktoś z tłumu.
- To jest miejsce uświęcone krwią! - odpiera pani.
Na pytanie czyją krwią, odpowiada że pałac trzeba zburzyć. Logiczne.

Po 12:00 pojawia się Janek Mazur z kolegą Krzyśkiem, wielkim kubłem popcornu i ochraniaczem na zęby. Janek to inicjator niedawnej akcji z rakietą i ulubieniec mediów. Trzeba przyznać, że obiektyw go kocha. Niedługo później dołącza TeO a potem podobno także Jarosław Kaczyński, chociaż ja go tam nie widziałem.

Wesołym akcentem była grupka z transparentem "Zostawcie kżyża mjastu!", wykrzykująca hasła w stylu "Meksyk mistrzem Polski!" albo "Gdzie jest Mariusz?!". Przyznam, że zrobiło mi się bardzo miło.


Kiedy minęła 13:00 a drewniany obiekt kultu nie trafił ani do Kościoła św. Anny ani do tartaku, na naszych twarzach i w sercach zagościło rozczarowanie. Nie byliśmy w tym odczuciu osamotnieni.


"I was like: WTF?"

Sporo osób zdziwiło się, że władze Rzeczpospolitej Polskiej nie są w stanie usunąć z ulicy dwóch desek, bo dały się zastraszyć garstce fanatyków. Wiecie ilu ich było?


Osiemnastu. Osiemnaście osób terroryzuje Pałac Prezydencki. Ani straż miejska, ani czające się nieopodal wojsko i policja nie użyły wobec nich armatek wodnych ani gumowej amunicji, za to kiedy któryś z tych oszołomów musiał wyjść na siku albo kupę, odprowadzali go grzecznie do ubikacji i eskortowali z powrotem. Straż zareagowałaby pewnie dopiero, gdyby ktoś tam zaczął nielegalnie handlować szczypiorkiem albo sznurówkami.

Humor poprawiła nam pani z mediów, która upierała się, że jesteśmy prowokatorami z grupy poszukiwaczy Mariusza. To ona przeprowadziła słynny już wywiad z TeO:
- Za kim pan jest?
- Za tym panem.
- Ale dlaczego?
- Bo stoi przede mną.
Myślała, że od Janka dowie się więcej, ale po deklaracji, że "ten popcorn jest popcornem na miarę naszych czasów", odeszła zrezygnowana.

Do konfliktów dochodziło nie tylko na linii Prawdziwi Polacy - Żydokomuna, ale także wewnątrz samych zastępów Obrońców Krzyża, na przykład w kwestii sukcesji tronu. Pani ze zdjęcia powyżej stanowczo twierdziła, że królem Polski jest Lech Kaczyński. Państwo z poniższym transparentem zgłosili do tego tytułu mocną konkurencję.

Do nieporozumień doszło także w trakcie skandowania hasła "Odwróćcie krzyż!" (trochę się przekrzywił). Nie wiadomo było, czy odwrócenia dokonać w osi wertykalnej czy horyzontalnej. Chwila nieuwagi i satanizm gotowy.

- Dzisiaj to sobie zarobicie!
- My zawsze zarabiamy.
dialog klienta z barmanem w Przekąskach Zakąskach

Po zgubieniu Janka z kolegą, orzeźwiającym małym piwie (albo siedmiu) we wspomnianym bistro i otwarciu dostępu do sektora A na afterparty (około 16:40), rzuciliśmy się w wir około-krzyżowych dyskusji.


Właściwie to TeO się rzucił. Arcza pochłonął fotoreporterski żywioł, któremu oddał się z narażeniem życia i zdrowia. Ja tylko stałem z Miną, Która Mówi Wszystko i słuchałem.



Pod Pałacem Prezydenckim spędziłem w sumie 7,5 godziny. Gdybym miał akcję CrossOver ponownie przyrównać do filmu, to powiedziałbym, że zapowiadało się świetne widowisko, ale zostało zepsute przez niekonsekwencję reżysera, niepotrzebne dłużyzny (całość 2,5 raza dłuższa od Avatara!) i otwarte zakończenie. Na szczęście dzięki smakowitym momentom i komentarzom z widowni, bawiliśmy się świetnie:



Dziękuję i pozdrawiam wszystkich obecnych, także tych którzy pojawili się tylko na fajrant w robocie i Łukasz nie zdążył uchwycić ich na zdjęciach, tzn. Martę, Gonza, Konrada i Ewę.

A na koniec: Pan z Kupą.

wtorek, 3 sierpnia 2010

CrossOver - 666% na Rotten Tomatoes


Pieprzyć "Incepcję". Idziemy jutro z Arczem zobaczyć jak usuwają krzyż. Ktoś podejmuje temat?

piątek, 23 lipca 2010

Cuda na Jackowie

Przyjazd na podsiedlecką działkę Ystada zapowiedziało z pięćset osób. Niestety zloty, choroby, imprezy okolicznościowe i wszelakie inne przyczyny wykluczyły większość z nich i skończyło się na dziewięciu. Ostatni weekend spędziliśmy więc w następującym gronie: gospodarz Jacek, Olga i Daniel Wróblewscy, Kamila zwana Mirzką, Ania z Gonzem zwanym (czasem) Zgonzem, Arcz, Teo i ja. Jako niespodziewani goście pojawili się także:

święty Daniel z Antiochii (męczennik),

romantyczny Don Pedro...

...oraz brudny, meksykański pożeracz fasoli (i kukurydzy).

W roli naczelnej zabawy wyjazdu, kalambury zostały zdetronizowane przez Prawo Dżungli, które swoją karierę zaczęło już podczas Pierwszego Pikniku Kabackiego. Jest to także jedna z niewielu gier na świecie tolerowanych przez Arcza. Jeśli ktoś jeszcze nie wie, polega ona na dopasowywaniu kart z obrazkami i łapaniu za berło. Tradycyjnie podczas rozgrywki śpiewa się staro-fińską piosenkę pt. "Happen, happen, happen", co w wolnym tłumaczeniu brzmi: "Żryj to, żryj to, żryj to".



Graliśmy także we frisbee (zaznaczone kółkiem). Po kilkugodzinnym, okupionym późniejszymi zakwasami, rzucaniu wyrobiliśmy z Danielem takiego skilla, że niedługo będą nas brać do reklam. Ciekawostka: na powyższym zdjęciu żadna z grających osób (zaznaczone strzałkami) nie ma na sobie spodni.

Inną, praktykowaną głównie przez Teo, zabawą było skrytobójcze polewanie zimną wodą z miski. Poniżej grubymi nićmi szyta pułapka zastawiona na Ystada:

Kamila: Jacek, chodź zrobimy sobie wspólne zdjęcie tu, pod tym uchylonym oknem!
Jacek: OK.

A to już mistrzowski kadr Arcza. Z nieoficjalnego źródła wiem, że to zdjęcie weźmie udział w konkursie World Press Photo w kategorii Ludzie w zdarzeniach.

W programie Siedleckiego Pikniku znalazło się także grillowanie pęta, tradycyjne rysowanie po kiszonce oraz nocne rozmowy przy ognisku, które obejmowały standardowe tematy typu "Dlaczego boisz się chodzić do wychodka po zmroku" i "Czy po kiepskim Od zmierzchu do świtu można jeszcze ufać Robertowi Rodriguezowi"*.

* prawidłowa odpowiedź brzmi: "KURWA, TO BYŁO DWADZIEŚCIA LAT TEMU!"**
** tak naprawdę czternaście

No i to w zasadzie wszystko. Dziękuję Jackowi i wszystkim działkowiczom za udany weekend.
Jeszcze tylko na koniec, wzorem relacji z premiery Gangu Wąsaczy, krótkie podsumowanie wyjazdu - o TUTAJ.

środa, 30 czerwca 2010

BFK 2010 - Bezsprzecznie Fantastyczny Konwent

Kiedy rok temu organizowany był pierwszy drugi Bałtycki Festiwal Komiksu, do masońskiego półświatka komiksiarzy dopiero wchodziłem tylną furtką. Dużo się jednak o BFK nasłuchałem a najczęściej podkreślanym elementem relacji (oprócz kategorycznego nakazu plucia sobie w brodę w przypadku nieobecności) były opowieści o jego specyficznej, kameralnej, sprzyjającej integracji atmosferze. Bardzo byłem ciekaw, czy na tegoroczną edycję jeszcze trochę tej magii zostało.
A jakże. Nie wiem, jak to działa, ale poznałem więcej osób, niż na pozostałych festiwalach razem wziętych. Ale po kolei.

Świętowanie Bałtyckiego Festiwalu Komiksu niektórzy zaczęli już w środę, a to dzięki gościnności Łukasza Mazura, który mi i Jackowi zorganizował niezapomnianą, szaloną imprezę. Dzięki, Arcz - było klawo!

Bifor Faktycznie Kapitalny (fot. Łukasz Mazur)

Gdańską część festiwalu otworzył wernisaż wystawy Jacka Frąsia "Pusty komiks", który Daniel Chmielewski opisał już wyczerpująco w swojej relacji. Nie wspomniał tylko, że z powierzonych komiksiarzom do twórczego zagospodarowania kilku wielkich tablic, sam zagarnął jedną na wyłączność a gdy jakieś dziecko próbowało potraktować jej dolny fragment kredkami, ugryzł je w głowę. Prawdziwa historia.

Bazgranie Freestyle'owych Kadrów (fot. Ystad)


"Stocznia Gdańska, chyba wiecie,
najfajniejsza jest na świecie"

Ten lekko sparafrazowany tekst zespołu Apteka można odnieść także do znajdującego się na terenie Stoczni Gdańskiej (a konkretniej na terenie krzaków) klubu "Buffet", który przywitał nas momentalnym podniesieniem cen piwa butelkowego z 6 do 8zł (tzw. "Sad hours") oraz, co ważniejsze, imprezą vintage porno. Piątkowy wieczór zaczął się wyświetlonym na ścianie dramatem erotycznym Catherine Breillat "Anatomia Piekła" z 2004 roku. Niektórych zszokowały obecne w nim sceny z wykorzystaniem artykułów higieny intymnej oraz narzędzi ogrodniczych.

Było Francuskie Kino (fot. Ystad)

Jeszcze bardziej szokujące było pojawienie się dziewcząt w strojach tematycznych oraz, uwaga, prawdziwej striptizerki, która Rozebrała Się, pokazując Piersi. Nie wszyscy mogli w to uwierzyć.

Biusty Falowały Kusząco (fot. Kajetan Wykurz)

Dla tych, którzy mogą narzekać na niewielką zawartość porno w relacji z imprezy porno, mam prawdziwy rarytas. Niepublikowane do tej pory zdjęcie: Robert zdradza Janka!

Bele Faworyzuje Kapitana (fot. nie wiem, oby Agata Wawryniuk)


W sobotę udało mi się z samego rana dotrzeć do Miejskiej Biblioteki Publicznej i wziąć udział w rekordowej dla mnie liczbie sześciu spotkań i warsztatów wybranych z bogatej BeeFKowej oferty. Jak widać, prowadzący wykazywali się mniejszymi...

Błąd! Fatalnie, Karolu! (fot. Ystad)

...lub większymi kompetencjami. Poniżej bardzo profesjonalne spotkanie z redakcją i twórcami magazynu Karton.

Redaktor Pastuszka przedstawia linię redakcyjną.
Naczelny Nowacki linię aprobuje.

Bardzo Fajne Krzesło (fot. Łukasz Mazur)

Po zakończeniu części panelowej, kierując się swoją ach-jakże-buntowniczą naturą, zrezygnowałem z wystawnego bankietu na rzecz wyprawy na plażę w towarzystwie młodej komiksowej gwardii (i dziadka Gonza). Mimo dalekiej drogi, porywistego wiatru i braku powszechnej chęci do zabawy moim wypasionym frisbee, było dobrze.

Jako osobnik, który rysuje wyłącznie na bitwach komiksowych, nie mogłem nie zainteresować się tymi organizowanymi w klubie Odlot. Kiedy dotarłem na miejsce, okazało się że jestem już wpisany na liczącą 20 uczestników listę. O tyle szumne, co ironiczne przedstawienie mnie przez Gonza jako mistrza Ligi Bitew Komiksowych nie zrobiło najwidoczniej wrażenia na laureatce nagrody Eisnera, Rutu Modan, która wyeliminowała mnie w drugiej rundzie.

Białą Francę Klinem!

Zeszłoroczne zwycięstwo obronił Jaszczu, pokonując w finale produktywny duet Bizona i KRLa a autorem najciekawszej pracy wieczoru został jak dla mnie Daniel Chmielewski. W temacie "Kac" nawiązał on do rosyjskiego konstruktywizmu a konkretnie do twórczości Lazara Markowicza Lisickijego (Lisickija?), znanego lepiej jako El Lissitzky i powyższego plakatu z 1919 roku pod tytułem "Czerwonym klinem uderz w białych". Potem Daniel dziwił się, że nikt nie zrozumiał.

Brawurowa Forma Komiksu (fot. Łukasz Mazur)

Komiksowym hitem BFK 2010 nie okazały się wbrew pozorom ani "Rany Wylotowe", ani "Kapitan Sheer", ani też czwarta część "Wartości Rodzinnych". Nie. Moje serce (oraz, jak widać, podchodzące już ze śmiechu do gardła serce Olgi) zdobyła historyczna opowieść o Ostatnim Najeździe Jaćwingów. Pochopnie zignorowałem ten album na giełdzie, ale teraz już wiem, że muszę go mieć dla jego graficznego i kompozycyjnego bogactwa (półokrągłe i trapezoidalne kadry!). Ale będzie recenzja.

Pijaństwo w klubo-mordowni Odlot i poza nią trwało jeszcze długo, ale ja, doznawszy ku rozpaczy Arcza niespodziewanej awersji do alkoholu, postanowiłem wypocząć przed niedzielną porcją warsztatów oraz drogą powrotną do stolicy. I słusznie, bo była ona, ta droga, równie bogata we wrażenia, co cały festiwal. Doskonale obrazują to dwa poniższe zdjęcia - pierwsze wykonane tuż po odjeździe z Gdańska, drugie niedługo przed dotarciem na Dworzec Centralny w Warszawie.

Bak From Konwenszyn, 17:20 (fot. Łukasz Mazur)


Bak From Konwenszyn, 23:00 (fot. Łukasz Mazur)

No i tyle. Więcej relacji m.in. u Olgi, Daniela, Mirzki, Titosa i Unki.